Speedway British Grand Prix 2015. Nieudany występ Polaków.
Walijskie Cardiff jak co roku jest gospodarzem najważniejszego wydarzenia w świecie żużla na Wyspach Brytyjskich czyli jednego z turniejów zaliczanych do klasyfikacji o mistrzostwo świata. Kibice zgromadzeni na Millenium Stadium liczyli na zwycięstwo swojego ulubieńca Tai'a Woofindena, który ostatecznie nie udźwignął presji w decydującym biegu. Nasi reprezentanci wypadli bardzo blado, nie osiągając nawet serii półfinałowej.
Cardiff było kolejnym miastem w którym odbyła się edycja żużlowego cyklu Grand Prix. Brytyjska odsłona jak co roku wzbudziło duże zainteresowanie fanów czarnego sportu, który licznie kierowali się w stronę stolicy Walii, powodując znaczne korki na autostradzie. Na kilka godzin przez początkiem zawodów centrum miasta należało do kibiców speedway'a, gromadzących się na ulicach czy pubach. Wielu z nich chętnie nabywało pamiątkowe gadżety z logo brytyjskiej imprezy, np. koszulki w cenie 5 funtów, co nie było zbyt wygórowaną ceną.
Pierwsze biegi miały się odbyć o godzinie 17, ale organizatorzy przewidzieli specjalne atrakcje na kilka godzin przed oficjalnym początkiem imprezy. Jedną z nich było spotkanie z największa gwiazdą gospodarzy Tai'em Woofindenem, liderem klasyfikacji generalnej. Mogli oni zrobić pamiątkowe zdjęcie a także dostać autograf od jeźdźca Sparty Wrocław. W tym sezonie właśnie klub z Dolnego Śląska i szwedzka Vetlanda są pracodawcami Anglika, który nie występuje od 2014 w swojej rodzimej lidze. Kolejną sławą była żywa legenda speedway'a - Amerykanin Greg Hancock. Pomimo 45 lat w dalszym ciągu świetnie spisuje się na torze, plasując się na trzecim miejscu w klasyfikacji punktowej.
Gospodarzem wydarzenia był Millenium Stadium, na którym zwykle występują rugbiści i piłkarze ale raz do roku władzę nad nim przejmują żużlowcy. Po przykrych doświadczeniach z układaniem toru na Stadionie Narodowym w Warszawie odpowiedzialny za ten element Ole Olsen już na kilka tygodni przed początkiem imprezy położył specjalną nawierzchnię. Miała ona dzięki temu czas na odpowiednie przygotowanie i uformowanie, dzięki czemu nie tworzyły się niebezpieczne koleiny, zagrażające zdrowiu zawodnikom.
W stolicy Walii jak co roku można było spotkać licznych fanów w biało-czerwonych barwach, przyjeżdżających z terenu całej Wielkiej Brytanii a także z Polski. W zawodach wystąpiło dwóch naszych reprezentantów - Krzysztof Kasprzak i Maciej Janowski. Zabrakło czołowego jeźdźca całego cyklu czyli Jarosława Hampela, który leczy ciężką kontuzję i nie wiadomo czy wjedzie na tor do końca tego roku. Wracając do zawodów Polacy w sobotni wieczór byli jedynie tłem dla innych, wygrywając po jednym biegu i nie kwalifikując się nawet do żadnego z półfinałów.
Podczas zawodów doszło do kilku upadków, z których najgroźniejszy okazał się Troya Batchelora. Australijczyk przy pełnej prędkości spadł z maszyny i uderzył w dmuchaną bandę. Na pierwszy rzut oka nie wyglądało to dramatycznie ale po konsultacji lekarskiej został odwieziony do szpitala na obserwację.
Innym bohaterem był Nicki Pedersen. Kilka tygodni temu doszło między nim a Hancockiem do konfrontacji siłowej, gdzie Amerykanin w reakcji na nieczystą jazdę Duńczyka zrzucił go z motocykla, powodując spore zamieszanie, w którym uczestniczyli zawodnicy i mechanicy obu zawodników. Po tym incydencie mającym miejsce w lidze szwedzkiej niektórzy obserwatorzy oczekiwali rewanżu. Na szczęście nie doszło do żadnego pojedynku, oprócz pojedynczego wykluczenia Pedersena za spowodowanie …upadku, na skutek czego każdy jego start na stadionie Millenium przebiegał w akompaniamencie przeraźliwych gwizdów i nieprzyjaznych okrzyków.
Oba półfinały zapisały się w pamięci kibiców, w których przegranymi okazali się faworyci Greg Hancock i Nicki Pedersen, wyprzedzony o grubość opony na ostatnich metrach przez swojego rodaka Nielsa Iversena. Skutecznie walczący o finał Duńczyk okazał się także najlepszy w decydującym biegu, zostawiając za plecami byłego mistrza świata Australijczyka Chrisa Holdera i Petera Kildemanda. Czwarty finalista Tai Woofinden, po którym 40-tysięczna publiczność oczekiwała zwycięstwa, nie zaprezentował się w decydującym starcie zbyt dobrze i musiał uznać wyższość rywali.