Sybiracy w Anglii - historia Stefana Petrusewicza
W Anglii mieszka znaczna liczba osób, które w młodym wieku zostały deportowane na Syberię, przeżyły piekło tego miejsca i potem na skutek porozumienia Sikorki - Majski zostały uwolnione z przekleństwa katorgi. Dalsza ich droga wiodła przez pustynne połacie Uzbekistanu, Kazachstanu, Iranu, Iraku aż do Palestyny, gdzie młodzi adepci pobierali naukę w Szkole Junaków. Po jej skończeniu większość emigrowała do Wielkiej Brytanii, gdyż powrót do Polski mógł grozić karą śmierci za rzekomą kolaborację z państwem brytyjskim. Po osiedleniu się w Anglii znaczna liczba naszych rodaków ułożyła sobie życie, piastując wysokie stanowiska i ciesząc się dużym zaufaniem społecznym. Przykładem takiej wyjątkowej osoby jest emerytowany pracownik naukowy Uniwersytetu w Bath doktor Stefan Perusewicz.
Podczas spotkania Sybiraków w bristolskim Klubie Kombatanta jednym z gości był Stefan Petrusewicz. Urodził się w Wilnie w 1930 roku jako syn urzędnika pocztowego i do wybuchu wojny spędzał beztroskie dzieciństwo wraz z resztą rodzeństwa. Niestety wszystko zostało dramatycznie przerwane przez wojnę, która wybuchła w 1939 roku. Pierwsze lata spędził w mieście okupowanym przez Rosjan, wprowadzających swoje represje. Jedną z nich było całkowite wytępienie elit państwa polskiego do których zaliczano także urzędników pocztowych. Ten zawód wykonywał ojciec naszego bohatera i jako wróg systemu został deportowany razem z całą rodziną na Syberię w czerwcu 1941 roku. Podobnie jak to miało miejsce w innych transportach na wschód wszyscy zostali zapakowani do wagonów bydlęcych i wysłani na wielotygodniową podróż. Jednak jak opisuje Stefan Petrusewicz były także chwile pozwalające zapomnieć o całej katordze:
Podczas ciężkiej podróży na Sybir był jeden przyjemny moment: mniej więcej na kilka dni przed stacją końcową pociąg zatrzymał się na polanie i wszyscy mogliśmy wysiąść z wagonów, w których przebywaliśmy ponad dwa tygodnie. Jakież to było szczęście i radość, kiedy można było przejść się po trawie i oddychać świeżym powietrzem! Pozwolono nam także umyć się w strumyku nieopodal polany. Oczywiście nikt nie narzekał, że woda była zimna tylko każdy odczuł namiastkę wolności, kąpiąc się w lodowatym, syberyjskim strumyku.
Cały skład dojechał na miejsce przeznaczenia dokładnie po 21 dniach. Jeśli chodzi o drogę z Wilna to prowadziła ona przez okolice Moskwy, Kazania, Czelabińska i dalej aż w okolice Nowosybirska, dając w sumie ponad 4 tysiące kilometrów!
Po przyjeździe wzięli nas na plac, kobiety i dzieci, oddzielając mężczyzn, których wysłano dalej na północną Syberię w celu pracy w tajdze. Do pozostałych osób NKWD-ista powiedział, że "to jest nasz nowy dom i tutaj zostaniecie na zawsze bo Polski już nie ma". Następnie przydzielono wszystkich do pracy w sowchozie. Rozlokowano w barakach rodziny polskie, stanowiące większość, a także litewskie, łotewskie, estońskie i żydowskie.
Pracę w sowchozie wykonywały kobiety, dostając zapłatę zaś dzieci miały za zadanie pilnowanie młodszego rodzeństwa i przygotowywanie posiłków. Co było ewenementem na tamte czasy to pracownice dostawały wynagrodzenie, pozwalające kupić najpotrzebniejsze rzeczy do przeżycia. Nie były to super pieniądze, ale pozwalały one kupić podstawową żywność pozwalającą przetrwać trudne chwile. W porównaniu do sytuacji innych zesłańców rodzina Stefana Pertusewicza miała o wiele lepsze warunki do codziennej egzystencji niż na przykład ludzie wysłani do pracy przy wyrębie lasów czy w kopalniach złota na Kołymie. On sam jako młody chłopiec, co może się wydawać z perspektywy czasu trochę szokujące, traktował pobyt na Syberii jako przygodę i wyzwanie, które kiedyś się zakończy. Miał rację.
Po kilku miesiącach pobytu nastąpiła amnestia na skutek traktatu Sikorski - Majski i wszyscy Polacy mogli opuścić Syberię, do tego zgodnie z rozporządzeniem rządu sowieckiego każda osoba miała dostać 15 rubli na drogę w kierunku Uzbekistanu, gdzie formowały się oddziały polskie generała Andersa. Oczywiście realna kwota była zdecydowanie mniejsza, ale jednak pozwalała kupić chociaż część potrzebnych rzeczy do przeżycia długiej podróży.
W końcu dostaliśmy się na transport pociągami osobowymi! W przeciwieństwie do towarowych, którymi jechaliśmy z Litwy, posiadały one składane prycze, na których można było spać w nocy a w dzień siedzieć. Nie wiedzieliśmy gdzie jedziemy, ale ważne było to, że opuszczamy Rosję. Dystans jaki przejechaliśmy wynosił 2 tysiące kilometrów i dojechaliśmy w rejon Amu Darii. Zaraz po przyjeździe była rozdzielana żywność i miano nas zabrać w rejon jeziora Aralskiego. Jednak Polacy wiedzieli, że tam są gorsze nawet warunki niż na Syberii i czekali na kolejną opcję wyjazdu. Po dwóch tygodniach oczekiwania ruszyliśmy w drogę do Taszkenu, który okazał się bardzo biednym i brzydkim miastem. Spędziliśmy tam tydzień i ponownie ruszyliśmy w drogę do Ałma Aty. Jak widać nikt nie wiedział, co z nami zrobić aż w końcu przyszła decyzja o przydzieleniu nas do kazachskich kołchozów, w których spędziliśmy zimę 1941-42. Podczas pobytu zmarła moja najmłodsza siostra, co było wielką tragedią na nas wszystkich.
Na skutek amnestii mój ojciec także dostał możliwość wyjazdu z Rosji, jednak nie dane było mu cieszyć się ze spotkania z rodziną. Umarł na północy i tam został pochowany.
Formująca się armia polska na południowych stepach Kazachstanu i Uzbekistanu posiadała uznanie za wysokie morale wojskowe i stała się dla Wielkiej Brytanii celem, który miał zostać rozlokowany w rejon Kanału Sueskiego i pomagać utrzymać kontrolę nad tym ważnym strategicznie miejscem.
Kolejnym przystankiem było Pahlavi, port nad Morzem Kaspijskim, gdzie chciałem dostać się do Junaków, jednak mimo dodania sobie dwóch lat nie zostałem przyjęty. Następnie był Teheran, gdzie w końcu pozwolono mi wstąpić do młodszych junaków - mini. Dostałem mundur i furażerkę.
Ostatnim przystankiem w mojej podróży po Bliskim Wschodzie była Ziemia Święta, gdzie zdałem egzamin do gimnazjum w Palestynie i zacząłem kształcenie w Szkole Junaków. Byłem szczęśliwy mogąc pobierać naukę, chociaż tak naprawdę uczęszczałem do szkoły razem ze starszymi o kilka lat kolegami bo jak wiadomo dodałem sobie kilka lat w celu spełnienia wymogów wiekowych dla młodych żołnierzy. Po krótkim okresie nauki do szkoły przyszło ogłoszenie o możliwości kształcenia w Anglii w szkole wojskowej RAF-u. Długo się nie zastanawiając zdałem egzaminy i zostałem przydzielony na statek płynący do Liverpoolu.
W Wielkiej Brytanii wszyscy młodzi ochotnicy zostali skierowani do szkoły RAF-u, (Angielskie Siły Powietrzne) szkolącej młodych specjalistów w dziedzinie mechaniki samolotów. Młodzi Polacy wyróżniali się pracowitością i sumiennością, chociaż uczyli się i pracowali przy najmniej popularnej specjalizacji - mechanik płatowca. Pomimo tego zdali wszystkie egzaminy i zdobyli dobry zawód, kończąc w 1947 roku szkołę w Halton. Późniejsze lata wspomina tak: Po skończeniu placówki tak naprawdę nie wiedziałem co ze sobą zrobić bo nie miałem ani rodziny ani innych planów na siebie. Jednak się nie poddałem i zostałem w Anglii, gdzie później poszedłem do college, ukończyłem uniwersytet i zostałem pracownikiem naukowym w dziedzinie mechaniki samolotowej. Nie ma co ukrywać szkoła w Halton dała mi podstawę praktyczną, którą później wykorzystałem podczas mojej pracy na uczelni. Udało także się ściągnąć resztę mojej rodziny.
Po raz pierwszy udało mu się odwiedzić Polskę w 1957 roku. Spędził tam 6 tygodni jak cudzoziemiec bo jak wiadomo nie dane mu było odzyskać polski paszport. Był w Warszawie, Krakowie i rodzinnym Wilnie. Przebywając w tych miastach musiał się kwaterować w hotelach dla obcokrajowców i posiłki także spożywać w restauracjach dla cudzoziemców. Zauważył też dużą różnice na korzyść polskich miast jeśli chodzi o porównanie z Wilnem, będącym stolicą Litewskiej Republiki Socjalistycznej, wchodzącej w skład wielkiego ZSRR.
Odpowiadając na pytanie czy inaczej potoczyłoby się jego życie w przypadku pozostania w Wilnie: podczas wojny na Litwie zginęła większość moich kolegów i miasto zostało zrujnowane. Być może byłbym wśród tych poległych i nie rozmawiałbym już z wami a tak pomimo przeżycia wielu dramatycznych chwil moje życie w Anglii potoczyło się pomyślnie i jestem z niego zadowolony.