Anglia - Polska na Wembley, niestety bez cudu z 1973
Po klapie Euro 2012, kiedy nasza reprezentacja zajęła ostatnie miejsce w grupie, losowanie eliminacji do mundialu w Brazylii nie wzbudzało zbytnio wielkich emocji wśród fanów futbolu w Polsce. Jak się okazało trafiliśmy do grupy razem z reprezentacją Anglii, z którą wielokrotnie spotykaliśmy się w historii naszych batalii o prawo udziału w Mistrzostwach Świata czy Europy. Pierwszy mecz odbył się w Warszawie na Stadionie Narodowym, gdzie padł remis 1:1. Rewanż był zaplanowany na 15 października i był ostatnim występem biało-czerwonych w eliminacjach. Jednak mecz na Wembley nie był decydującym o awansie w wyniku przegranej batalii z Ukrainą i naszym graczom została tylko "gra o twarz" przed liczną Polonia mieszkającą w Wielkiej Brytanii.
Jak można było sie spodziewać ten mecz wzbudził ogromne zainteresowanie wśród Polaków w Anglii i każdy czekał na termin rozpoczęcia sprzedaży biletów. Pierwotnie dla kibiców biało-czerwonych było przeznaczone 8 tysięcy miejsc w sektorze dla gości. Jednak w miarę zwiększającego się zainteresowania wypuszczona została kolejna pula wejściówek, dającą w sumie 18 tysięcy miejsc, na mieszczącym 90 tysięcy Wembley. Jak można było sie spodziewać oficjalne dane nie zawierały polskich fanów znajdujących się w sektorach dla gospodarzy.
Dla mnie jedyną opcją kupna biletu był przez angielską federację. Po zalogowaniu się udało mi sie nabyć 8 biletów w 9 rzędzie za bramką, nieznacznie oddalonym od płyty boiska, więc miałem graczy na dosłowne "wyciągnięcie ręki". Jednak, jak się okazało, nie wszyscy byli w takiej sytuacji jak ja. Na szczęście wcześniej byłem obecny na meczach reprezentacji Anglii z Egiptem i Meksykiem, więc spełniałem wymogi kupna co do meczu z Polską i nie miałem żadnych problemów z kupnem wejściówek. Jednak później, jak zmieniałem adres dostawy, pojawił się mały problem. Być może z racji tego, że podałem adres polskiego maila, moje bilety zostały mi zablokowane! Jak się później dowiedziałem chodziło o moje bezpieczeństwo. Na szczęście druga osoba, z którą prowadziłem rozmowę, okazała się bardziej przyjazna i moje bilety zostały ponownie przywrócone. Inni polscy kibice logujący się na stronę federacji angielskiej przed meczem z Polską, pomimo opłaty za numer członkowski, mogli kupić bilety na wszystkie mecze drużyny Roya Hodgsona, oprócz potyczki z biało-czerwonymi.
W końcu nadszedł dzień 15 października, na który czekali wszyscy polscy i angielscy kibice. W drugiej grupie było pięciu moich znajomych z pracy, którzy zaraz po jej skończeniu udali się w stronę Londynu. Podobnie postąpiła moja ekipa, co chwila napotykając grupy polskich fanów udających się na mecz. Dotarcie pod stadion zajęło kilka godzin, tym bardziej, że stolica Anglii nie jest zbytnio przejezdna w godzinach popołudniowych. W końcu udało nam się znaleźć parking i na kwadrans przed pierwszym gwizdkiem zameldowaliśmy się na słynnym Wembley. Pierwsze wrażenie po wejściu na trybuny było takie: - gramy u siebie! Większość kibiców była przebrana w różnego rodzaju barwy naszej reprezentacji, zajmując kilka sektorów za bramką Wojciecha Szczęsnego ale nie tylko. Pomimo oficjalnego komunikatu Angielskiego Związku Piłkarskiego o zakazie wnoszenia na sektor angielski barw drużyn przeciwnych, Polacy nie przestraszyli się ewentualnych konsekwencji i każdy miał na sobie jakiś biało - czerwony element. Po wspólnym odśpiewaniu hymnów nasi kibice odpalili race, które później były przyczyną zatrzymania kilkudziesięciu z nich i kary finansowej dla PZPN.
Początek meczu przeszedł do historii angielskiej piłki z racji najliczniejszej grupy fanów ekipy gości zasiadających na Wembley. Oprócz oficjalnej liczby 18 tysięcy można dodać jeszcze 10 tysięcy zajmujących miejsca na sektorach angielskich. Od pierwszych minut gry gospodarze przeżyli mały szok, będąc niemiłosiernie wygwizdywanym przy każdy dotknięciu piłki! Rzecz bez precedensu w Świątynii Futbolu jak czasem określany jest stadion w północnym Londynie. Mimo tego atmosfera na trybunach była spokojna, w sektorze gospodarzy nikt z moich znajomych nie spotkał się z żadnym wrogim zachowaniem czy nieprzyjaznymi komentarzami jak wcześniej spekulowano na różnych stronach internetowych. W przerwie większość widzów udała się do baru, gdzie wspólnie pozowano do zdjęć i obyło się bez ekscesów.
Niestety, nasi gracze nie dopasowali się do wysokiego poziomu reprezentowanego przez polskich widzów, tracąc dwa gole i nie strzelając żadnego. Jednak pomimo słabej gry mogli liczyć na doping przez całe 90 minut. Po ostatnim gwizdku sędziego stadion dość szybko opustoszał i zostało jeszcze odczekanie 1,5 godziny w korku aut wyjeżdżających z parkingów pod stadionem i powrót w stronę Bristolu.